Dni Schulzowskie 2019: Wyjścia z Drohobycza
Kto (i dlaczego) zamknął Schulza w Drohobyczu? Ślepy los? Historia? On sam? Schulzolodzy? Bez względu na to, jak odpowiemy na to pytanie, najwyższy czas o Drohobyczu na chwilę zapomnieć i zobaczyć Schulza-poza-Drohobyczem, jakby miasta „jedynego w świecie” nigdy nie było, jakby Schulz starł z siebie piętno „skromnego nauczyciela gimnazjalnego” i stał się studentem lwowskiej architektury, uchodźcą przemierzającym wschodnie ziemie upadającego cesarstwa, wiedeńczykiem z przymusu, kuracjuszem w Marienbadzie, Kudowie, Zakopanem, pasażerem transatlantyku, artystą pielgrzymującym do Paryża po sławę, bywalcem warszawskich salonów literackich.
1. Proponowanym tematem IV Dni schulzowskich w Gdańsku jest – w pierwszej odsłonie – próba rozpoznania i usystematyzowania mniej znanych, pozadrohobyckich wątków biografii Brunona Schulza. Chcielibyśmy opisać jego wyjścia, jego dłuższe lub krótsze (choćby najkrótsze) wyjazdy z rodzinnego miasta. A zatem: zobaczyć Schulza we Lwowie (na Politechnice Lwowskiej i w redakcji „Sygnałów”), w Truskawcu i Sztokholmie, Borysławiu i Warszawie, Boberce i Paryżu…
2. Równie istotnym tematem – to już odsłona druga – wydaje się transgresyjność wyobraźni artysty i pisarza. Dzięki niej Schulzowi udawało się wyjść nieraz poza każdorazowe tu i teraz, w których był uwięziony. O metodzie tej pisał we fragmencie kończącym opowiadanie Samotność: „dla dobrej woli nie ma zapory, intensywnej chęci nic się nie oprze. Muszę sobie tylko wyobrazić drzwi, dobre stare drzwi, jak w kuchni mojego dzieciństwa, z żelazną klamką i ryglem. Nie ma pokoju tak zamurowanego, żeby się na takie drzwi zaufane nie otwierał, jeśli tylko starczy sił, by mu je zainsynuować”. Wyjścia Schulza z Drohobycza, który wprowadzał w mit, były możliwe dzięki sztuce i literaturze.
3. Najtrudniej może będzie – w trzeciej odsłonie – doprowadzić do wyjścia z Drohobycza schulzologów, którzy uznali miejsce życia Schulza za swoje własne i dobrze (zbyt dobrze) się w nim czują. Przywykli do schulzowskich tematów, do utartych dyskursów, niechętnie zmieniają tonacje swoich wypowiedzi. Ale to konieczne. Bez stałego wychodzenia schulzologii poza swoje granice dyskurs o Schulzu umiera.